niedziela, 30 grudnia 2012

Myszka czy sroczka?

Malutki nasz ma łaskotki na brzuszku więc Tata często go rozśmiesza. Babcia dołożyła wierszyk i powstał dylemat jak dokładnie wierszyk brzmieć powinien...
Oto wersja, którą mówiła mi Babcia moja:

 (pokazując na środek dłoni)
    Warzyła myszka warzyła,
    ogonek sobie sparzyła:
(Łapiąc za czubki poszczególnych palców dłoni zaczynając od kciuka)
    temu dała na miseczkę,
    temu dała na łyżeczkę
    temu dała na talerzyk
    temu dała w buteleczkę
(Łapiąc za najmniejszy paluszek)
    a temu ogonek zakręciła
    i poleciała do komóreczki po jagiełeczki
(Łaskoczemy maleństwo nasze)

Internet to kopalnia informacji, więc znalazłam na pewnym forum sporo odpowiedzi na gnębiący nas temat "łaskoczącego" wierszyka :-)
U nas w domu zawsze była mowa tylko o myszce. Okazało się jednak, że dużo wersji uwzględnia kokoszkę lub sroczkę.

Podstawowa wersja według forumowiczek mniej więcej wygląda tak:

      Tu sroczka kaszkę warzyła
      Ogonek sobie sparzyła.
      temu dała na miseczkę
      Temu dała na łyżeczkę
      Temu dała do garnuszka
      Temu dała do dzbanuszka
      A temu nic nie dała
      tylko łepek urwała
      i frrrrrrrrrrrrrr poleciała... "

Oczywiście biorąc pod uwagę fakt urywania łepka, ja preferuję wersję " A temu nic nie dała, tylko frrrrrrrrrrrrrr poleciała...".

Wersja z kokoszką:

    Kokoszka kaszkę warzyla  
    temu dala na łyżeczkę
    temu dala na miseczkę
    temu dala do garnuszka
    temu dala do fartuszka
    a dla tego już nie miała
    wiec fruuuuuuu po więcej poleciała. 

Miła jest wersja ze sroczką i nutkami: 

   Tu tu tu sroczka kaszkę warzyła
    temu dała bo malutki
    temu dała bo znał nutki
    temu by nie umarł z głodu
    temu całkiem bez powodu
    a temu nic nie dała
    tylko frrrrrr! poleciała
    i tu się schowała  

Ten wierszyk nie mówi nic o parzeniu ogonka, a sroczka daje kaszkę swoim dzieciom:

     Tu Sroczka kaszkę warzyła
      I swoim dzieciom dzieliła:
     Temu dała - bo malutki,
     Temu dała - bo grzeczniutki,
     Temu dała - pięknie prosił,
     Temu dała - wodę nosił,
     A temu nic nie dała,
     I sama frrr! poleciała.

Najsympatyczniejsza według mnie jest wersja podkarpacka:

    Tu, tu, tu, sroczka kaszkę warzyła,
    tu, tu, tu, ogonek oparzyła.
    Temu dała groszek,
    temu boboszek (od bobu - przypis mój),
    temu pszeniczkę,
    temu wyczkę,
    a temu czapeczkę porwała i furrrrrrrrr... poleciała" 

Idąc dalej tym tropem forumowiczki wspomniały tez o kilku innych wierszykach i oto trzy wersje "Kosi łapki":

Znana przeze mnie:

Kosi kosi łapki 
pojedziem do babki
a od babki do dziadka 
zabierzemy kudłatka

Z forum:
Kosiu kosiu kosiany
pojedziemy do mamy
a od mamy do taty
tam jest piesek kudłaty"

Podkarpacka: 

Tasiu, tasiu, tasiany,
pojedziemy do mamy,
a od mamy do taty,
tam jest piesek kudłaty.  

Oj na dziś już koniec. Późno jest, Jasiula lula już, my robimy gulasz sylwestrowy i też dołączymy do Jasiuli.
Pozdrawiam i życzę wspaniałego sylwestra i tradycyjnie bardzo, bardzo, bardzo szczęśliwego Nowego Roku!!!

PS: Wykorzystałam informacje zamieszczone pod tym linkiem

czwartek, 27 grudnia 2012

Oj i to by było na tyle...

Dwa tygodnie przygotowań, miesiąc planowania i po trzech dniach "odpoczynku" człowiek jest bardziej zmęczony niż przed. W tym roku święta ratują się jedynie tym, że pierwszy raz mieliśmy Jasiule przy sobie. W innym przypadku myślę, że bylibyśmy nawet troszkę rozdrażnieni ilością przygotowań i krótkim finałem świątecznym.

Co tu dużo pisać. Było bardzo przyjemnie i śmiesznie dzięki Jasiuli. Dla mnie święta bez dużych opadów śniegu nie maja kompletnie uroku, więc przeminęły bez większej radości.

Jasiula marudzi. Idę.

środa, 19 grudnia 2012

Mała poprawa

Tak, nastąpiła poprawa stosunków Jasiulowo-mamusinowych. Synek już nie jest tak marudny, odpoczywa przed atakiem górnych jedynek, a mamusia opracowała nowy sposób na drzemki. Jasiula ląduje dwa razy dziennie w rodzicowym łóżku i sobie lula nawet dwie godziny czasem, a standardowo póltorej. Nie można co prawda wykonywać wtedy zbyt hałaśliwych prac, ale za to drzemkę przedpołudniową odprawiam z Nim, a popołudniową wykorzystuje na ogarnięcie ogólne dnia, więc jest dużo lepiej niż przez ostatnie prawie trzy tygodnie.
Jest miło i sympatycznie!!! Znowu!!!
Wymagało to od Nas ponownego dotarcia swoich zwyczajów, ale to był mały koszt zważając na zyski.

Za kilka dni święta.W domku w zasadzie posprzątałyśmy razem z Babcią, choinka kupiona, kolekcja bombek też odświeżona, nawet bigos wylądował już w słoikach, co by święta nie wykorzystywać tylko na kucharzenie, ale też na odpoczynek :-). Humor w zasadzie dopisuje /z małymi wyjątkami, ale nawet nie warto o nich wspominać/. Czas świąteczny jest już nawet troszkę zaplanowany, tylko sylwester trzeba jeszcze dogadać. Tzn miejsce już jest, ale skład prowiantu trzeba dopracować.

A propos miejsca, to spędzamy tegoroczny koniec roku u Lenkowych. Przyszywana Ciocia Jasiuli, Lenkowa, jest w końcu 8ego miesiąca ciąży, a druga Ciocia w drugim trymestrze, więc huczny bal został wykluczony. Po za tym prawdopodobnie Jasiulę zabieramy z sobą :-).

Oj jeszcze jedna nowina. Spacery spędzaliśmy zwykle z Antonkiem i Jego mamą. Chłopaki nasze co prawda więcej czasu spędzali na spaniu podczas spacerków, ale za to my miałyśmy sporo tematów dzieciowych do obgadania :-). A pod sklepem lub pocztą miał kto zostać z wózkiem, bo oczywiście udogodnień w postaci podjazdów brak w naszym miasteczku. Niestety już niedługo nie będziemy mieć towarzystwa, bo emigrują nasi Antonowicze do UK. Szkoda wielka, bo bardzo miło spędzało się spacerowanie razem.

To na tyle byłoby dziś. Jasiula śpi, a ja czekam na Tatę z obiadem. To pa.

PS. Kolejne dwa termoforki powędrowały w świat, i wyszyły się dziś kolejne dwa w zastępstwo :-).


piątek, 14 grudnia 2012

Gdyby...

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że nie będę się lubiła ze swoim dzieckiem stwierdziłabym, że osoba ta zwyczajnie postradała zmysły...

Fakt jest faktem, Jasiula od początku grudnia ząbkuje. Nie było łatwo, trochę marudnie i jęcząco, ale znośnie. Jednak nadszedł moment kryzysowy, kiedy 5ego pojawiły się dolne jedynki.
No i zaczęło się.
W Jasiule jakby diabeł wstąpił. Dziecko, które było spełnieniem marzeń /nie moich, bo mimo wszystko spodziewałam się, że od początku moje pierworodne będzie raczej kapryśne, uparte i "rządzące"/ zmieniło się o 360 stopni.
Dawniej, budził się po 8mej lub 9tej, spokojnie bawił czekając na pierwszy posiłek, zjadał go, bawił się około godzinki lub półtorej, następnie drzemał około godzinki, budził się jadł... i tak do wieczora mniej więcej co trzy godziny ten sam rytuał.
Jasiula mój bawił się sam, nie potrzebował dużo uwagi z wyjątkiem wieczorów kiedy naturalnie był już znudzony zabawkami i leżeniem, ale wtedy Babcia i Tata nadrabiali cały dzień nieobecności.

To było bardzo miłych 5 miesięcy macierzyństwa...

Aktualnie piszę posta z jęczącym dwuzębnym Jasiulą na kolanie. Dziś obudził się wpół do 9tej i spał do tej pory raptem 15 minut.  Teraz jest nieprzewidywalny. Nie wiadomo czego chce i dlaczego jęczy.
Generalnie koło godziny 14nastej przestajemy się z Jasiulą lubić. On ma mnie dość, a ja Jego serdecznie też. Babcia wraca z pracy, niedługo potem Tata no i jesteśmy uratowani. To znaczy chyba bardziej Jasiula niż ja.

Ech i po co ja mówiłam, że Mały jest zbyt grzeczny i czekam na kryzys bo sama nie wierzyłam, że dziecko może być tak spokojne i ułożone jak Jasiula jeszcze dwa tygodnie temu był. No i wykrakałam. I po co tak gadałam. I na co mi to było.

Kończymy bo Jasiula się już nudzi, a jeszcze musimy przetrwać dwie godziny. Żegnamy. Mamy nadzieję, że jeszcze się odezwiemy...

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Pierwsza wysyłka!!!

Pierwsze termoforki powędrowały do Poznania!!!

Niesamowite uczucie towarzyszą mojej pierwszej wysyłce: troszkę szczęścia, bo komuś się spodobały, ale też troszkę niepokoju czy aby na pewno przypadną do gustu i spełnią oczekiwania kupującego i obdarowanego. Dwie osoby będą grzały stópki w milutkim minky już w pierwsze mrozy :-) Cudownie!

Dobranoc, pchły na noc...

Jasiula już śpi, a my sobie posiedzimy jeszcze chwilkę i też powędrujemy pod cieplutką kołderkę...




niedziela, 25 listopada 2012

Milutko

Pierwsze moje małe dzieła powędrowały na allegro. Ajajaj, ale byłam podekscytowana. Baaaaaardzo długi czas nie mogłam się przemóc żeby pokazać to co robię szerszej publiczności :). /Choć w sumie, zanim ktoś natrafi na te moje puszyste cudeńka to minie na pewno trochę czasu./

Nie zmienia to jednak faktu, że jestem z siebie bardzo dumna, bo nie wierzę zbyt w swoje umiejętności, a przynajmniej nie tak bardzo jak nasz Tata.

No tak o Tacie jeszcze nic nie pisałam. To taki nasz, mój i Jasiula, anioł stróż, który niezmęczenie  namawiał mnie do pokazania Wam co robię sobie "po godzinach", a w zasadzie w przerwach gdy akurat Jasiuli nie obsługuje. Sprawił też, że odnalazłam swoje miejsce na ziemi, a odkąd mamy Jasiule naszą, cudownie się nami opiekuje.
 
Puszyste to ubranka kolorowe na małe termofory. Pomysł wpadł mi do głowy w zasadzie jakieś dwa lata temu, ale wtedy ubranka uszyłam dwa tylko z polaru ogólnie dostępnego więc niezbyt puszystego. Termoforki powędrowały w prezencie świątecznym dla Babci i Dziadziusia. I muszę napisać, ze byłam bardzo zaskoczona ich reakcją, bo nie spodziewałam się , że aż tak się ucieszą. Szyłam je w zasadzie na biegu, a literki z pierwszą literą imienia każdego z nich były przyszyte " na kolanie" :-/ więc ogólnie wykonanie pozostawało dużo do życzenia. No, ale gdyby nie ta historia teraźniejsze ubranka nigdy by nie powstały :-)


        Minky, które do mnie przyjechało jest cudowne w dotyku, tylko przytulać, przytulać, przytulać!




 Termoforki ometkowane instrukcją obsługi.
 



  Cudowne ręcznie robione, niepowtarzalne serwetki koronkowe.



 Każde z puszystych ubranek ma duży mięciutki kołnierz żeby zabezpieczyć stópki małe i duże przed kontaktem z gumą.




Ach, no i moje wymarzone metki! Robione własnoręcznie, nie są niestety odporne na ciepło żelazka, ale za to jaka cudowna satysfakcja!!!



Zapraszam serdecznie na konto moje allegrowe!!! Pozdrawiam serdecznie, bo zmykam spędzić niedzielny wieczór z moim niedobrzylcami, zanim Jasiula pójdzie lulać.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Początek

Ufff, nasze drugie podejście do blogowania. Tym razem to chyba nam się uda :-).

Zmobilizujemy się z Jasiulą, może nie będziemy mieć zbyt wiele czasu, ale musimy nawiązać jakiś, choćby pozorny, kontakt z normalnością.

Teraz trochę o tym co się u nas dzieje. Tworzymy sobie, a wszystko wina Taty. Cudownie i niezmęczenie namawiał i wspierał, byśmy zaczęli coś tworzyć swojego, no i w końcu się poddaliśmy :-). I tak przyszedł sobie do nas pomysł na termoforki.

Zaczęłam szyć. W końcu ujrzały światło dzienne. Cudowne, mięciutkie, najmilsze, ozdobione delikatnymi serwetkami szydełkowymi. Niedługo, jak juz wszystkie będą gotowe, wrzucę zdjęcia z procesu tworzenia.

Teraz serdecznie się żegnamy, bo Jasiule kąpać będziemy.

Dobranoc.